Kiedy jedna z twoich ulubionych lokalizacji parkrun (poza macierzystą oczywiście!) świętuje swoje okrągłe urodziny, możesz być pewien/-na jednego – tak pozmieniasz wszystkie swoje plany, by dotrzeć na miejsce na czas i wspólnie z innymi uczestnikami świętować 10 lat obecności parkrun w Parku Skaryszewskim na warszawskiej Pradze, bo właśnie o tej lokalizacji mowa.
Dokładnie tak było w moim przypadku. Niewiele jest takich lokalizacji parkrun, do których wracam kilkukrotnie – i to nie dlatego, że nie chcę, tylko dlatego, że zawsze korci mnie odwiedzenie nowego, jeszcze nieznanego miejsca na mapie parkrun. Z parkrun Warszawa-Praga jest inaczej. Spotkania organizuje tam wspaniała ekipa wolontariuszy, którzy podczas moich dotychczasowych trzech wizyt zawsze witali mnie z otwartymi ramionami i uśmiechem na ustach, przez co zawsze czułam się u nich jak u siebie, na poznańskim parkrun na Cytadeli. I choć wyprawa do Warszawy tego dnia wymagała poświęcenia i zarwania nocy, to nie żałuję, bo 13 maja na warszawskiej Pradze odbyło się prawdziwe święto parkrun!
Na miejsce dotarłam z prawie godzinnym zapasem czasu (czy pisałam już o zarwanej nocy?), dzięki czemu mogłam pomóc w przygotowaniach, jednak szybko okazało się, że nie ma takiej potrzeby. Na miejscu od samego rana działała grupa wolontariuszy, których tego dnia było aż 61! W okamgnieniu rozstawili stoły, powiesili balony, przygotowali dekoracje, a nawet przynieśli ponad 20-kilogramowy tort ufundowany przez zaprzyjaźnioną kawiarnię. To się nazywa dobra organizacja pracy!
Tego dnia w Parku Skaryszewskim poza parkrun samym w sobie było mnóstwo atrakcji – tak dużo, że jestem pewna, że o czymś zapomnę napisać. Na początku spotkania każdy mógł wytypować, ilu uczestników przybędzie na Pragę, by wspólnie wziąć udział w urodzinowej edycji, a dla osoby, która była najbliżej ostatecznego wyniku, były przewidziane nagrody (niestety ze smutkiem przyznaję, że niedoszacowałam wynik, więc nie jestem pewna co można było wygrać). Następnie, po odprawie przeprowadzonej w trzech językach: polskim, angielskim i ukraińskim, wszyscy ochoczo wybrali się na linię startu, by wspólnie pokonać 5km, każdy tak, jak lubi – biegiem, marszem czy truchtem.
Pogoda była idealna, wiosenne promienie słoneczne towarzyszyły nam przez całe spotkanie, tak samo jak przebiegające przez trasę wiewiórki. Na trasie nie było mowy, żeby ktokolwiek się zgubił, bo w kluczowych momentach stali wolontariusze wskazujący prawidłowy przebieg trasy i dopingujący do dalszego biegu czy marszu. Trasa w tej lokalizacji jest bardzo łatwa do zapamiętania – to dwa i pół okrążenia wokół parku. Dodatkową atrakcją jest fakt, że czasem na trasie czuć słodki zapach, ponieważ nieopodal znajduje się fabryka czekolady. Ochota na czekoladę po parkrun gwarantowana!
Gdy kończyłam swój bieg, na mecie kłębiło się już sporo uczestników. Wkrótce okazało się, że rzeczywiście padł rekord frekwencji parkrun Warszawa-Praga, bijąc poprzedni o ponad 100 osób. Tego dnia na mecie zameldowały się 342 osoby!
Na tym nie koniec atrakcji. W okolicy mety znajdowało się stanowisko firmy Brooks, czyli globalnego sponsora parkrun, gdzie można było testować buty ich marki. Nie zabrakło również krajowego koordynatora parkrun, Jakuba Fedorowicza. Mimo również nieprzespanej nocy, Kuba udzielił nawet krótkiego wywiadu, wspominając początki tworzenia tej pierwszej warszawskiej lokalizacji parkrun. Najbardziej ujęły mnie jednak urodzinowe wróżby i złote myśli. Każdy mógł je dla siebie wylosować, a ja akurat trafiłam na życzenia, które bardzo do mnie trafiają: “Życzę Ci poczucia wspólnoty i przynależności na każdym parkrunie, w którym uczestniczysz”. Czy to nie jest idealna sentencja dla parkrunowej turystki?
Jeśli myślicie, że to koniec atrakcji, to jesteście w błędzie. Było pamiątkowe zdjęcie, była nawet specjalna parkrunowa piosenka, a na dodatek na mecie na każdego uczestnika czekał pamiątkowy magnes wraz z kodem zniżkowym do kawiarni. Bo czymże byłby parkrun bez tradycyjnej kawy po spotkaniu? Na szczęście nie musimy się nad tym zastanawiać, bo wszyscy chętni udali się na zasłużone po-parkrunowe śniadanie. Rozmowom, śmiechom, opowieściom, obietnicom wzajemnych odwiedzin w swoich lokalizacjach nie było końca, ale gdy wybiło południe rozsądek podpowiedział, by ruszyć w drogę powrotną.
To był poranek idealny – pod względem organizacji, pogody, frekwencji czy atmosfery. Widać było ogólną radość ze wspólnego spotkania i z dziesięcioletniej tradycji rozpoczynania każdej soboty od porannego biegania, truchtania i maszerowania. W tym miejscu nie mogę nie pogratulować zespołowi wolontariuszy parkrun Warszawa-Praga. Tworzycie wspaniałą, otwartą na wszystkich lokalizację, do której aż chce się wracać. Mam tylko jeden problem: jak mam odwiedzać kolejne warszawskie lokalizacje, skoro na Pradze jest tak fajnie?
Ania Ziombek
Fot. Adam Krajewski, Damian Mikulski, Sylwia Urban, Natalia Radtke, Citos von Grodno, Agnieszka Jeż
Jeannette Liebig była zapaloną parkrunnerką, biegała w każdą sobotę rano, dopóki w ubiegłym roku nie zdiagnozowano u niej raka piersi. Dopiero w kolejnych tygodniach i miesiącach zrozumiała, jakie znaczenie społeczność parkrun miała dla jej życia. “Aktywność fizyczna zawsze była dla mnie ważna. Mój mąż Alex wiele lat temu rzucił palenie i zaczął biegać, było…
Na całym świecie mieliśmy dotąd ponad 28 000 wolontariuszy podejmujących się roli parkwalkera. W sumie wypełnili oni tę funkcję ponad 52 tysiące razy! Z jedną z tysięcy parkwalkerek, Cathy Hannon, rozmawiamy o tym, dlaczego decyduje się na wolontariat w swojej ulubionej roli w każdy sobotni poranek. Cathy cierpi na przewlekłą chorobę, która oznacza,…